poniedziałek, 30 czerwca 2014

3. Paranoja w czystej postaci

- No chyba zwariowałeś! - wrzasnął przerażony Sergi.
Marc zaśmiał się, szczerze rozbawiony. Spodziewał się podobnej reakcji na swój pomysł. Jak oni się wzajemnie siebie bali, to było wprost nie do uwierzenia.
- No i z czego się śmiejesz?!
- Z ciebie. Bo nie masz tu nic do gadania. Belen się już zgodziła.
- To ja nie jadę.
- Frajer.
No bo naprawdę. Miał wszystko wprost podane na tacy czy też - jak kto woli - podstawione pod nos: nie musiał nawet paluszkiem kiwać, wystarczyło tylko, żeby wypełnił swoje plany wakacyjne. A on nie!
Spojrzał jeszcze raz na kumpla.
Sergi siedział z zaciętą miną, wpatrzony w okno, postukując palcem w prawie już pustą puszkę piwa. Zachowywał się jak naburmuszony dzieciak, którym - w gruncie rzeczy - był.
- Nie jestem żadnym pieprzonym desperatem - syknął przez zęby - żeby się uganiać za jakąś blond dziennikareczką.
Zabawne, doprawdy zabawne.
- Oj, uważaj, bo uwierzę, że ona cię w ogóle nie obchodzi - prychnął Marc. - Przynajmniej się przyznaj.
- Do czego? - Sergi przeniósł wzrok na przyjaciela, by po usłyszeniu odpowiedzi powrócić do wpatrywania się w okno z najbardziej obojętną na świecie miną.
- Że ci na niej zależy.
Zapanowała cisza. Marc upił łyk swojego piwa i zaczął znowu:
- Nie miałbyś może ochoty kiedyś dorosnąć? - zapytał, ale Sergi z godnym podziwu zacięciem wpatrywał się w okno.
- Opowiedz Muniesie o swoich planach - mruknął wreszcie. - Na pewno będzie zachwycony.
- Przecież on jej nawet nie zna - stwierdził beztrosko Marc.
- No właśnie!
- A-aha. No tak. To się poznają, co za problem.
Sergi popatrzył z niedowierzaniem.
- Widzę, że ty w ogóle nie masz żadnych problemów w życiu - powiedział kpiąco.
Też coś.
- No może się zdziwisz, ale mam. Tylko - w porównaniu do ciebie - nie stwarzam ich sobie samemu.
Sergi fuknął coś niezrozumiałego, jakiś zbitek przekleństw i wyszedł do ogrodu.
No jasne.
Jakim cudem oni się już od tylu lat przyjaźnili?

Nie minęło pięć minut, a wrócił do domu. W towarzystwie Thiago.
- Żeby nie było - uprzedził na wstępie - nie dzwoniłem do niego po ratunek. Sam przyszedł.
- No dzięki! Miłe powitanie - zaśmiał się Alcantara, po czym spojrzał na obu kumpli raz jeszcze i zapytał z wahaniem - A to co - kłótnia małżeńska?
Jakoś nikt nie kwapił się z odpowiedzią.
- Dobra, nieważne. Słuchajcie, mam sprawę. Pierwsza rzecz - macie jakieś piwo?
Standardowe pytanie właściwie. Kiedy jeszcze grał w Barcelonie to był jeden z ich rytuałów. Teraz, kiedy wrócił do kraju kończyć rehabilitację - wszystko wróciło do normalności.
Marc podał mu puszkę, więc Thiago zasiadł na kanapie i zaczął:
- Słuchajcie, sprawa wygląda tak: Julia bierze jakieś psiapsióły i spada na Kanary. A ja zostaję sam. A przecież nie będę kurwa całych wakacji spędzał w domu. Przygarniecie mnie?
- Po pierwsze: nie klnij - odpowiedział Sergi. - Czego cię w tym Bayernie uczą, co? A po drugie: bierzemy. Jak najbardziej.
- Przed chwilą ci przeszkadzało, że Muniesa nie zna Belen - powiedział dobitnie Bartra. - A to, że Thiago jej nie zna już ci nie przeszkadza?
- Ej, ej! Jakiej Belen? Czy ja o czymś nie wiem? - wtrącił się Alcantara z typową dla starych ciotek ciekawością.
- Nasz kochany Marc wymyślił sobie wzięcie na wakacje pewnej dziennikareczki - wyjaśnił mu uczynnie Roberto, po czym zwrócił się do Bartry - skoro będzie musiała poznać Muniesę, może od razu poznać też kogo innego. Ja bym jeszcze dorzucił Tello...
- Tello odpada - przerwał mu Thiago. - Niańczy bobasa, zapomniałeś już?
- A tak. Racja. To może Gomez...
- W sensie Sergi?
- No a kto?
- Nie wiem, pytam tylko. Jak już zacząłeś o tym Bayernie, to złych podejrzeń zacząłem nabierać - wytłumaczył się Marc.
- Okej. Bierzemy?
- A on nie ma wtedy przypadkiem jakiegoś ślubu czy czegoś? - przypomniał sobie Marc.
- A racja. U siostry. Dobra. Dos Santos?
- Pojechał do domu, do Meksyku. Odpada.
- Okej. Alexis?
- No teraz to dowaliłeś! - zaśmiał się Thiago. - Przecież on na zgrupowaniu siedzi. Na mundial się wybiera.
- Faktycznie. No to...
- Słuchaj - zirytował się Marc. - Czy ty musisz sobie koniecznie kogoś dokooptować?
- Przeszkadza ci coś?
- Nie, wcale. Może jeszcze Vazquez, Deulofeu albo Montoya? Całe przedszkole sobie od razu załatw, żeby się nie zdarzyło, że będziesz z nią musiał pogadać sam na sam.
- Ale śmieszne...
- Prawda?
- Ej, panowie, o co chodzi z tą dziewczyną? Czy to może jakaś sexy blondyneczka z dużymi atutami? - chciał koniecznie wiedzieć Thiago.
- Sam masz duże atuty - burknął Marc. - Chcę mu załatwić porządną dziewczynę, to się rzuca jak jakaś kobyła. A przecież sam sobie w życiu nie poradzisz, kochanieńki - zakończył słodkim głosikiem, zwracając się do blondyna.
- Spierdalaj - mruknął Sergi.
- Lecę po popkorn - poinformował Thiago. - Długo jeszcze będziecie prowadzić tę fascynującą wymianę poglądów, czy mała paczka wystarczy?
Paranoja. Paranoja w czystej postaci. Marc zaczynał mieć dość tych wakacji, choć jeszcze się nie zaczęły.

Pakowała się już od rana, ale wciąż wywalała na środek pokoju nowe rzeczy, nie mogąc się zdecydować. Bo przecież nie odważy się paradować przed tymi facetami w bikini. Z drugiej strony ciężko, żeby chodziła w golfie przy czterdziestu stopniach w cieniu.
Po co ona się godziła?
Proste - robiła sobie tym wyjazdem nadzieje. Spore nadzieje, zupełnie niepoparte żadnymi racjonalnymi przesłankami. 
Jaka idiotka.
Skompromituje siebie, skompromituje swoje zasoby finansowe, skompromituje swoją elokwencję i ogólnie wszystko.
A już naprawdę zaczynała być pewna siebie, już pożegnała się z nieśmiałością, już nie miała oporów, by podejść do obcych ludzi na ulicy i przeprowadzić ankietę, czy też odwrotnie - umówić się na rozmowę ze sportowcami znanymi na całym świecie. Była rzetelna, opanowana, kompetentna. To tylko w towarzystwie tego niedorostka wciąż trzęsły się jej ręce i drżał głos. Specjalnie go unikała, w ogóle nie rozmawiała - ani z nim, ani o nim. Łatwiej było nie myśleć o tym, jaki mały ładny uśmiech i całkiem przyjemnie zarysowane mięśnie brzucha. Taa... łatwiej. Akurat. Trudno było tego nie zauważyć, jak się wpadało na co drugi trening jego drużyny.
Ale starała się mocno. I kontaktów żadnych z nim nie utrzymywała. 
A to, że się go cholernie bała, to już zupełnie inna sprawa. 
I ona ma z nim jechać na wakacje!
Chory pomysł. Całkowicie chory.

__________

Za zaległości przepraszam, ale zaczęłam powoli nadrabiać. Mały sukces :)
Pojęcia nie mam, jak im te wakacje zorganizować. Wymkną mi się spod kontroli, to pewne. Zawsze tak robią. Ci faceci są nieznośni.