czwartek, 31 lipca 2014

5. Powiedz, że ją kochasz

Sergi wszedł do pokoju, który dzielił z Muniesą, z zamiarem rzucenia się na łóżko. Taki miał plan. Plan konkretny i prosty jak drut. Szkoda tylko, że nie przewidział drobnej niedogodności - jego łóżko było już zajęte. Rozwalił się na nim Thiago. Tylko - kiedy? Była dopiero dziewiąta rano, więc kumpel powinien jeszcze spać. Co najmniej z pół godziny.
W swoim łóżku.
A przecież rano, gdy Sergi wymykał się z hotelu wszystko było na swoim miejscu. Więc o co do cholery tu chodziło?
Podszedł i kopnął Thiago w kostkę, a w tym samym momencie doszło do jego uszu jakieś smocze ziewanie.
Muniesa. Ten człowiek chyba nie potrafił zachowywać się tak, żeby wiochy nie robić.
- O - uśmiechnął się głupawo. - Jesteś.
- Jak widać.
- To Thiago już może iść - stwierdził nieco od rzeczy Marc.
- A co? Ty się boisz sam spać czy jak?
- Nie. Ale ciebie rano nie było - Muniesa ziewnął rozdzierająco - i on przyszedł, dobijał się tak długo, aż mnie obudził i powiedział, że widział jak poszedłeś na randkę o szóstej rano i że będzie na ciebie czekał i o wszystko wypyta. No to mu kazałem, żeby sobie klapnął. A jak sobie klapnął, to chyba usnął. Ja tam nie wiem. Ja spałem - zakończył, uśmiechając się rozbrajająco.
- Aha. Fantastycznie. Ej! - Sergi szturchnął Thiago w ramię. - Wstawaj już, co?
Alcantara mruknął coś niewyraźnego i przewrócił się na drugi bok.
- No do cholery, to jest jakaś paranoja. Czy ty masz zamiar się tu przeprowadzić? Ej!
- No co? - Thiago wreszcie otworzył oczy i podparł się na łokciu. - Ej? Co ci się stało?
Bo faktycznie, Sergi zakończył przygodę na plaży z podbitym okiem.
- A, to. Nic takiego.
- No jasne. Chyba ta nasza Belen jest bardziej drapieżna niż się na pozór wydaje.
- To akurat nie ona.
- Nie? A która?
No to co miał zrobić - opowiedział Alcantarze o porannym incydencie.
- Ale jaja - skwitował Thiago. - Taki z ciebie rycerzyk?
- Daruj sobie.
- Niech ci będzie. Chodź na jakieś śniadanie. Nie jadłem nic od wczoraj - zakończył błyskotliwie brunet.

Po południu wybrali się na miasto. Ale sprawdziło się poranne przeczucie Belen - zapowiadała się absolutnie fantastyczna burza. Błyskało pierwszorzędnie i pojawiły się pierwsze pioruny. A oni całą piątką szli sobie środkiem chodnika.
- Ej nie, chłopaki, wejdźmy gdzieś, naprawdę. Ja nie chcę być potem spalona jak jakaś frytka jak mnie piorun trzaśnie - stwierdziła w pewnym momencie dziewczyna.
- Dobrze gada - zaśmiał się Thiago. - Miły lokal, piwo i oglądamy sobie jak planetka mruga.
Weszli więc do jakiejś przyjemnie wyglądającej knajpki i zamówili stosowną ilość złocistego napoju. Było przyjemnie i klimatycznie.
- Wychodzę na chwilę, zaraz wracam - Sergi wstał od stolika.
- A co - idziesz się odlać? - wrzasnął za nim Thiago. Blondyn tylko odwrócił się i popukał w czoło, natomiast Muniesa dostał niekontrolowanego napadu śmiechu.
- Czy jemu się coś stało? - Bartra wskazał palcem na swojego imiennika i dodał - ej, niech ktoś tego frajera zawoła, bo to jego zaraz zesmaży na piękną frytkę.
Ale jakoś nikt się do tego nie rwał.
Wobec tego Belen podniosła się i ruszyła w kierunku drzwi. Bo fakt, szkoda by było takiej ładnej frytki.
Sergi stał przed lokalem i najwidoczniej zachwycał się tym, jak w przeciągu kilku chwil zmienił się krajobraz słonecznej Majorki w Majorkę, której niebo pokrywały ciemne, gęste chmury, co chwilę rozdzielane błyskawicą, jak pod wpływem wiatru uginały się drzewa i jak ludzie uciekali przed zbliżającą się burzą.
- Hej - powiedziała miękko, stając koło niego. - Chodź już do środka.
- Przysłał cię Bartra? - uśmiechnął się do niej.
- Skąd wiesz? - zdziwiła się szczerze.
- Przyzwyczaiłem się po prostu - stwierdził Sergi. - Jemu się wciąż wydaje, że mam dziesięć lat. Jest gorszy niż moja matka.
Belen uśmiechnęła się pod nosem. Niż jej matka na pewno też.
- Słuchaj - odezwała się. - Chyba ci jeszcze nie podziękowałam. Wiesz, za to, co było rano.
- Drobiazg.
Zabrzmiało to tak, jakby był co najmniej jakimś Supermanem albo innym rycerzem, który codziennie ratuje uciśnione dziewice.
- Ale i tak dziękuję.
- Spoko - odpowiedział Sergi. I dodał - A ja cię chciałem przeprosić. Za... za to na lotnisku i w ogóle.
I w ogóle. Nie do końca była pewna, co się pod tymi słowami kryło, ale bez problemu mogła to sobie dowolnie zinterpretować. Ich znajomość obfitowała w sytuacje, za które Sergi mógłby przepraszać.
- Jasne.
Po tych słowach nastąpiła cisza. Stali obok siebie i spoglądali na ten pędzący świat, który natura postanowiła w specyficzny sposób na chwilę zatrzymać. Belen nie miała pojęcia o czym myślał Sergi, ani Sergi - o czym myślała Belen. A jednak oboje odczuwali, że są w tej chwili sobie bliżsi niż kiedykolwiek wcześniej.
W pewnym momencie Sergi westchnął głęboko, po czym objął dziewczynę ramieniem.
Zadrżała.
Natychmiast cofnął rękę.
- Przepraszam.
- Nie ma sprawy.
Chyba każda ich rozmowa musiała wypadać równie fascynująco. Tak. Nie. Spoko. Jasne. I inne takie wysublimowane zwroty.
- To co, idziemy?
- Chodźmy.
No właśnie.

- No co, misiaczki, znów postanowiliście znokautować jakiegoś miejscowego playboya, że was tak długo nie ma? - tymi słowami powitał ich Thiago.
Sergi i Belen spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się nieznacznie.
- Thiaguto, czy ty przypadkiem nie powinieneś zadzwonić do Julii? - zapytał wymownie Bartra.
- Nie. A wiesz - dlaczego?
- Nie wiem. Oświeć mnie.
- Bo ona tam ma teraz wieczór panieński - odpowiedział Alcantara.
- Co?! - wrzasnęli pozostali panowie w składzie Sergi i Marc razy dwa.
- Ale że co? - zapytał zdezorientowany Thiago.
- Żenisz się? - krzyknął Bartra.
- Co?! - odpowiedział w podobnej tonacji Alcantara.
- No przecież Julia ma wieczór panieński.
- Tak... Ale nie swój przecież!
- O Boże... - z głośnym świstem wypuścił powietrze z ust Muniesa. - Ty taki zabawny nie bądź, bo na ostrym dyżurze wyląduję.
- Czy ja komuś mówiłem, że to jej wieczór? - oburzył się Thiago. - No chyba nie bardzo. Albo może ja mam jakąś amnezję, to nie wiem. Ale po co od razu te pretensje, co? Jakby się ktoś z was chciał na przykład z Belen żenić, to ja bym się nie sprzeciwiał. A tu proszę, wystarczy coś powiedzieć i już na człowieku psy wieszają. I za co - ja się pytam? Za co? Nawet na kumpli już liczyć nie można i ewentualną akceptację twoich życiowych wyborów. A przecież wam by to chyba żadnej różnicy nie robiło, nie? Co za ludzie.
Przez chwilę wszyscy wpatrywali się w Thiago z szeroko otwartymi oczami. I jeszcze szerzej - ustami. I nikt za bardzo nie wiedział, o co mu właściwie chodziło.
- Ale... - odezwała się ostrożnie Belen - wszystko w porządku, tak?
Thiago spojrzał na nią zbolałym wzrokiem.
- No właśnie nie!
- Nie?
- Nie. Bo... no kurde. Ja bym... No chciałbym się jej oświadczyć no. Tylko kurde nie wiem, jak się do tego zabrać.
Belen odetchnęła z ulgą. Czyli jednak wszystko z nim w porządku. Stres się po prostu różnie u ludzi objawia. Niektórzy nie mogą nic jeść. A inni nieświadomie robią z siebie debila przed znajomymi.
Thiago swoimi słowami niezamierzenie wywołał lawinę. Lawinę dobrych rad.
- Kup pierścionek.
- I kwiatki.
- Najlepiej róże.
- Czerwone.
- Ale mogą być inne. Jak Julia lubi.
- Chyba że jej wszystko jedno.
- Na pewno nie.
- Myślisz?
- Dziewczynom nigdy nie jest wszystko jedno.
- Skąd wiesz?
- Bo jak patrzy w lustro, to mu nie jest wszystko jedno.
- Ahaha. Nieśmieszne.
- Do restauracji ją zabierz.
- Albo do kina.
- Co ty pieprzysz?
- Źle? To do parku.
- Taa. Najlepiej na ławeczce koło żula. Romantycznie będzie.
- To do siebie po prostu.
- I jej powiedz, że ją kochasz.
- Tylko jej nie przestrasz.
- Co?
- No ja bym się przestraszył, jakby mi Thiago powiedział, że mnie kocha.
- Ja pierdolę.
- Właśnie.
- A potem seks.
- Pamiętaj. To najważniejsze.
- No chyba że się nie zgodzi.
- Fakt. Wtedy nawet seks ci nie pomoże.
- Bo go nie będzie.
- Nie ma szans.
- Zupełnie.
- Ale nie martw się.
- Dokładnie.
- Przecież miliardy kobiet codziennie odrzucają oświadczyny.
- Nie jesteś jedyny.
- A najwyżej spróbujesz jeszcze raz.
- No. A jak cię znowu nie będzie chcieć - to jeszcze raz.
- Właśnie. Do trzech razy sztuka.
- Tak. Ale jak za trzecim się nie zgodzi, to już koniec.
- Mogiła.
- Będziesz musiał szukać innej.
- Ale gdzie ty taką głupią znajdziesz.
- No właśnie.
- Ekhem-khem... Panowie - przerwała im w końcu Belen, bo już sama przestała nadążać za tym, co ci idioci pieprzyli. - Chyba się trochę zagalopowaliście, nie?
- Możliwe - zgodził się Muniesa po namyśle.
- Bardzo możliwe - przyznała Belen, patrząc na biednego Alcantarę, którego chyba pierwszy raz w życiu ktoś przegadał, co - nie dało się ukryć - bardzo kiepsko zniósł. - Niech ktoś lepiej zamówi jeszcze jedną kolejkę.
__________

Kumple tacy pomocni.
Uszanowanko.


niedziela, 20 lipca 2014

4. A ona się bała zbłaźnić elokwencją

- No żesz ja pierdolę! Łap to! No łap! Nie mam już gdzie tego trzymać!
- Kurwa, mnie to dajesz? Nie mam czwartej ręki.
- A trzecią masz, he he?
- Czy ktoś mi kurwa przytrzyma tę torbę?
- Ja pierdolę, musicie się tak drzeć?! Wszyscy was muszą słyszeć?
- Ja się nie drę. Trzymaj to. No trzymaj! Muszę jeszcze skoczyć po coś do picia, bo sfiksuję. Słyszysz?!
- Nie, nie słyszę. Drzesz ryja tak, że głuchy by usłyszał.
- Czy ktoś ma mój bilet?
- Biletów mu się zachciało.
- Ja mam, przecież wszystko mam. Niech mi któryś, kurwa, pomoże!
Belen stała dwa metry od nich i sama nie wiedziała, jak reagować. Gadali wszyscy czterej naraz. A raczej krzyczeli. Tak, że całe lotnisko ich chyba słyszało. Ona sama pojawiła się tu jakieś dwadzieścia minut temu, ale dopiero przed chwilą ich zobaczyła. A raczej usłyszała. Nie miała pojęcia, jak się zachować. Była strasznie zdenerwowana, a równocześnie totalnie rozbawiona. Zwłaszcza, że teraz na chłopaków napadła zgraja fanek, które będą się mogły w najbliższym czasie pochwalić dość oryginalnymi fotkami ze swoimi idolami. A to z Bartrą wymachującym biletem, a to z Roberto próbującym równocześnie się uśmiechać i kopnąć Thiago, który standardowo miał na wszystko wyjebane, aż wreszcie z wypiętym Muniesą, który w ostatniej chwili schylił się po jakieś klucze czy coś takiego i w tym momencie właśnie pod ciekawym kątem naciśnięto spust migawki.
Belen nie wytrzymała i wybuchnęła nerwowym chichotem. Wtedy dopiero ją zauważono. A ściśle rzecz ujmując - zauważył ją Sergi Roberto. Spłonął rumieńcem, niczym jakaś zauroczona nastolatka i przygryzł wargę. Szturchnął Bartrę, który wreszcie pokapował się, co właściwie się dzieje i przejął kontrolę nad sytuacją. Bez niego chyba byśmy wszyscy zginęli - przemknęło przez myśl Belen - i w zasadzie miała rację. Marc zaczął ją przedstawiać Muniesie, który zaróżowił się jeszcze bardziej niż Roberto, bo przecież przed chwilą jeszcze wymachiwał kuprem wprost przed nią, i Alcantarze, który zaczął gwizdać i robić kretyńskie miny. Belen już miała się roześmiać, kiedy w jednej chwili pożałowała, że się tu znalazła.
- A wy się już znacie - powiedział Bartra, wskazując na Roberto.
Wtedy oczywiście nastąpiła krępująca chwila, kiedy to nikt za bardzo nie wiedział, jak się zachować. W głowie Belen szumiało tylko dwa tygodnie, dwa tygodnie, Boże jak ja to wytrzymam?, dodatkowo zawsze uznawała, że to facet powinien pierwszy się odezwać, pierwszy uśmiechnąć i w ogóle zrobić pierwszy ruch (raz w życiu postąpiła przeciw tej zasadzie i do tej pory żałowała, zwłaszcza w tej chwili), ale Sergi jakoś nie kwapił się do czegokolwiek.
Wobec tego Bartra pospieszył z wyjaśnieniem.
- Ja cię bardzo za niego przepraszam, ale Sergi zawsze w towarzystwie ładnych dziewczyn zapomina języka w gębie.
No niezła wstawka! Teraz to się jej dopiero zrobiło głupio.
- Hej - mruknął Roberto. - Po prostu... hmm... ten...
A ona się bała zbłaźnić elokwencją.
- Tak. Jasne. Sama widzisz, jak to z nim jest.
Belen kątem oka zauważyła, że Thiago z boku zwija się ze śmiechu, a Marc spogląda na całą sytuację, całkowicie nic z niej nie rozumiejąc.
- Dobra, słuchajcie, może zbierajmy się już, bo przecież zaraz będzie samolot i się nie wyrobimy - powiedziała speszona, na co Thiago na nowo wybuchnął śmiechem.
- Mądra dziewczyna, słyszysz palancie? Mądra dziewczyna.
I nie trzeba chyba specjalnie dodawać, do kogo te słowa były skierowane.

Gorąco jak w piekle. Czyli standard. Hiszpanom to nie przeszkadzało. Ale spacerując o szóstej rano po pustej plaży i tak odnosiła wrażenie, że skończy się to wszystko burzą stulecia. Lubiła te swoje poranne spacery, dające jej tak potrzebne wyciszenie. To były jej małe codzienne wakacje. Potem leciała do biura albo na jakieś umówione spotkania, a wieczory zazwyczaj spędzała na stadionie lub hali. I tak dzień w dzień. Szło zwariować.
Mogła sobie teraz spokojnie przeanalizować cały wczorajszy dzień. Było w porządku. W miarę. Po prostu nie wchodzili sobie w drogę i tyle. A jeśli już miałby się pojawić jakiś zgrzyt, zaraz sytuację - przynajmniej w założeniu - rozładowywał Thiago. Widziała, że miał z nich niezły polew i sama pewnie też by miała - gdyby to wszystko nie dotyczyło jej. A tak patrzyła na to z trochę innej perspektywy.
Usiadła na piasku, pozwalając, by fale co chwila doganiały jej stopy, odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy.
- Hej, mała - usłyszała koło siebie zmysłowy głos. Podniosła wzrok i zobaczyła nad sobą faceta, który ewidentnie odpowiadał klasycznemu ideałowi. Wyrzeźbiony, z lekkim zarostem, ciemnowłosy i ciemnooki, wysoki i z powalającym uśmiechem. I fantastycznym głosem, którego urok niknął w zetknięciu z tanim podrywem, jaki jej zaprezentował.
- Kto by się spodziewał, że wychodząc na poranny spacer z psem, natknę się na taką laseczkę.
Istotnie, koło jego nogi plątał się jakiś obśliniony czworonóg, ale Belen obdarzyła go tylko jednym krótkim spojrzeniem, po czym przeniosła wzrok na jego właściciela, a zaraz potem - na morze.
- Jesteś stąd?
Jako że była dobrze wychowana, odpowiedziała. Krótko i rzeczowo.
- Nie.
- No cóż. Liczę na to, że mimo wszystko na mojej dzisiejszej wieczornej imprezie się pojawisz. Masz na czym zapisać adres? Hmm... Nie jesteś zbyt rozmowna, maleńka. No nic. Nie takie okazy się ośmielało - uśmiechnął się znacząco.
Belen nawet na niego nie spojrzała. Przystojniak usiadł koło niej i przedstawił się.
- Jestem Eduardo.
- Belen.
- No, do czegoś już dochodzimy. Możemy dojść jeszcze dalej - mruknął jej do ucha.
Blondynka poderwała się z miejsca.
- Słuchaj, koleś, zajmij się swoim psem. Nie jestem zainteresowana, jasne?
- Ale wiesz... - Eduardo podniósł się i znów do niej zbliżył - zawsze możesz zmienić zdanie.
- Cholera, człowieku, nie przystawiaj się do mnie.
Brunet już chciał coś odpowiedzieć, gdy nagle dostał pięknego strzała w tę swoją, skądinąd przystojną, buźkę. Sergi Roberto! A skąd on się tu wziął? Belen zastygła wpół ruchu, niezdolna do jakiejkolwiek reakcji. Bo co on tu robił o tej porze?
Ale kiedy Eduardo złapał go za fraki, musiała coś zrobić.
- Ej! Zostaw go, słyszysz?!
- Słuchaj, niunia, nie wtrącaj się, kiedy panowie rozmawiają.
W tym momencie drugi raz dostał po mordzie od Sergiego, a kiedy złapał się za nos, Belen dołożyła swoje trzy grosze. Kolanem. W krocze.
I kiedy zaskoczony Roberto spojrzał na nią z podziwem, pociągnęła go za rękę, nawet nie oglądając się na miejscowego playboya.
- Co się gapisz? Idziemy - zarządziła.

Z minuty na minutę tego szybkiego marszu u boku Belen czuł się coraz dziwniej. Pierwszy raz widział ją koło siebie taką, jaką zawsze obserwował w kontaktach z innymi ludźmi: pewną siebie, zdeterminowaną i równocześnie opanowaną. Jakby przed chwilą żaden dupek nie próbował jej wyrwać.
Puściła jego rękę. A szkoda. Miała ciepłą i miłą dłoń. Nie dziwił się specjalnie temu facetowi, że chciał z nią nawiązać znajomość. Wyglądała ślicznie. Zawsze była ładna, ale bez makijażu, z rozpuszczonymi włosami i ubrana zupełnie nie służbowo wyglądała sto razy piękniej. Ale do cholery! Nie dość, że chamsko się do niej przystawiał, to jeszcze ogarniał obleśnym wzrokiem jej nogi i zgrabne szorty!
Belen nagle zatrzymała się.
- A właściwie - zaczęła z namysłem - to co ty robiłeś na plaży o tej porze?
- Ja? Emm... Biegałem.
Bo co jej miał powiedzieć? Że jak zwykle pierwszej nocy w nowym miejscu nie mógł spać i kiedy rano stojąc przy oknie zobaczył ją wychodzącą z hotelu szybko się ubrał i poleciał za nią? Przecież nie mógł przyznać się, że zwyczajnie ją śledził.
- Taaak? - zapytała z powątpiewaniem. - Nie wyglądasz na specjalnie zmęczonego. No chyba, że masz taką dobrą kondycję - uśmiechnęła się kpiąco.
Zgłupiał. Całkowicie zgłupiał. 
- Nnnooo...
Aha. No to zabłysnął.
- Rozumiem. Nie będę zadawać takich trudnych pytań o tak wczesnej porze.
- Dzięki.
Chyba właśnie zrobił z siebie głupka stulecia.
__________

Nie cierpię okienka transferowego w tym sezonie.