piątek, 19 czerwca 2015

11. To nienormalne

- Belen, czy mogę cię do siebie prosić?
Piątek, godzina 21:30. Ale takie pytanie traktuje się w charakterze polecenia służbowego, gdy pada ono z ust szefa. I na takie pytanie nie odpowiada się przecząco. Na wszelki wypadek.
Szczerze mówiąc, Belen miała już serdecznie dość. Zwłaszcza, że w perspektywie miała weekend - a jakże - w pracy. Jak praktycznie każdy.
- Oczywiście - odpowiedziała i westchnęła zrezygnowana, wchodząc do gabinetu naczelnego.
- Usiądź, proszę - podsunął jej fotel. - Napijesz się wina?
To bynajmniej nie brzmiało jak początek typowej służbowej rozmowy.
- Nie, dziękuję.
- No dobrze, nieistotne - naczelny zajął miejsce po drugiej stronie biurka. - Słuchaj, Belen... ty spotykasz się z Sergim Roberto, prawda?
Nie podobało się jej to pytanie. Zwłaszcza, że właściwie sugerowało odpowiedź, a Belen nie miała pojęcia do czego jej szef dążył.
- Przyjaźnimy się - odpowiedziała pewnie. - Jak z kilkoma innymi zawodnikami.
- Belen... - naczelny pokiwał głową z politowaniem. - Rozmawiajmy jak ludzie dorośli.
- Czy nie tak właśnie rozmawiamy?
- Dobrze, przejdę do rzeczy. Masz może jakieś informacje z szatni? Rozumiesz - z wewnątrz drużyny?
Tak, to ewidentnie było bezczelne i aż prosiło się o obicie mordy. Ale raczej nie w tym przypadku - raz: hierarchia, dwa: uwarunkowania fizyczne. I to chyba nawet w tej kolejności. Gdyby ten człowiek nie był jej szefem to kto wie...
- Powiem tak - odezwała się po chwili, bo naprawdę przez moment brakło jej języka w gębie. - Wiem, że relacje w drużynie są dobre i absolutnie brak tam sensacji, jakie by pana interesowały.
- A zakaz transferowy? I ten konflikt Enrique z Messim?
- Nie chciałabym obrażać pańskiej inteligencji, ale czy pan naprawdę sądzi, że zwykły zawodnik zna dokładne relacje między największą gwiazdą drużyny i trenerem albo nadzoruje finanse klubu?
Naczelny zagotował. Widziała to dokładnie.
- Mhm, jasne. Widzę, że współpraca chyba nie układa nam się tak dobrze, jak mi się zdawało.
Czy jej się wydawało, czy to naprawdę była sugestia?
- Cóż...
- Liczę na to, że może jednak okażesz więcej zaangażowania. W przeciwnym wypadku... być może będziemy zmuszeni do zakończenia naszej znajomości..
Tak, to ewidentnie była sugestia.
To było wręcz ultimatum.
- Czy to już wszystko?
- To od ciebie zależy.
- Rozumiem. Do widzenia.

Sobotni mecz Barcelony z Athletikiem był typowym spotkaniem bez historii. Tym bardziej więc myśli Belen mogły odpłynąć w inne rejony. I odpłynęły.
To mógł być koniec jej współpracy z El Pais. 
Ale nie musiał.
Tak naprawdę do niej należała decyzja. Mogła podporządkować się, podkablować informacje z szatni i stracić na zawsze szacunek i zaufanie zawodników. A zwłaszcza jednego z nich. I to w momencie, gdy naprawdę zaczęło im się układać.
Mogła też postawić się szefowi, zachować szacunek do samej siebie, ale stracić pracę.
Świetnie, świetnie. Cudownie wręcz.
Nawet nie zauważyła, kiedy zakończyło się spotkanie. Poszła do strefy wywiadów, przepytała Pique, Xaviego i miała wolne.
Ale nie wolne od myślenia.
- Hej, Belen, czy ty mnie widzisz? - powitał ją Sergi. - Trzeci raz przed tobą przechodzę.
- Sorry, nie zauważyłam cię.
- Zauważyłem - uśmiechnął się. - Zjemy coś?
- Zjemy.
- A przywitasz się ze mną ładnie?
- A potrzebujesz trzystu osób widowni? - spojrzała na niego z ukosa.
- Oj, bardzo... - mruknął i wpił się w jej usta.
- Wiesz, że jesteś głupi?
- Mhm... Ktoś mi o tym przypomina przy każdej okazji.
- Aż tak ci źle?
- Tragicznie, tragicznie... - Sergi przyparł Belen do ściany i nachylił się nad nią.
- Zdajesz sobie oczywiście sprawę z obecności dziennikarzy i innego tego rodzaju tałatajstwa naokoło?
- Oczywiście... - mruknął.
- To chodź stąd - Belen chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. Choć zapewne i tak zdążyli im już napstrykać milion zdjęć.

- Czy ty zawsze musisz się do mnie dobierać w miejscach publicznych? - zastanawiała się głośno Belen, siedząc na kanapie w mieszkaniu Roberto, podczas gdy on sam szukał w lodówce czegokolwiek więcej niż powietrza. Nie znalazł. 
- Ja? A w życiu - uśmiechnął się do niej, wchodząc do salonu. - To może zamówię pizzę, co?
- Zamów - zgodziła się. - Słuchaj... Mam problem.
- Coś się stało? - usiadł koło niej.
- Kurde, może gdybyś się tak nie afiszował, nie byłoby tego wszystkiego - wyrzuciła z siebie nagle swoje przypuszczenia Belen.
- Słucham? - nie zrozumiał Sergi.
Dziewczyna westchnęła.
- Naczelny chce sobie zrobić ze mnie prywatnego asa wywiadu. Ogarnął, że jesteśmy razem i teraz oczekuje informacji z szatni.
Sergi podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
- Sorry - mruknął.
- Nie no, daj spokój, to było głupie. Przecież nie możemy całe życie się chować. To nienormalne.
- To co teraz zrobisz?
Belen wzruszyła bezradnie ramionami.
- Aha - mruknął Sergi. - Chodź tu, głuptasie - przytulił ją. - Boisz się, że ci podziękuje za współpracę, tak?
- Wiesz, jak jest z pracą...
- Dziewczyno, przecież ciebie wszędzie przyjmą z pocałowaniem ręki.
- Taaa... Zwłaszcza jak mi naczelny walnie referencje...
- No to nie czekaj na to, aż cię wywali, tylko sama odejdź. A referencje to ci Bartra wystawi. Takie, że im wszystkim szczeny poopadają.
- No nie wątpię - na twarzy Belen pojawił się ironiczny uśmiech.
- Ty sobie nie kpij, bo to jest człowiek, który ci otworzył drzwi do kariery. Tyle lat go maltretowałaś wywiadami, że was w końcu wszyscy docenili. I ciebie i jego.
- Mhm. No dobrze, nie pozostaje mi nic innego, jak wyjechać do Ameryki i rozwijać swoją karierę - prychnęła blondynka.
- Nie, nie. Ja się na to nie zgodzę. Jak będzie trzeba to cię zamknę w najwyższej komnacie na najwyższej wieży i wiesz... jak będzie trzeba to cię jeszcze przywiążę.
- Zapewne do łóżka - mruknęła Belen.
- Cóż... nie mogę wykluczyć tej możliwości... - zauważył Sergi, nachylając się nad dziewczyną.
- To co będzie z tą pizzą?
Roberto po prostu nie mógł uwierzyć.
- Ty to robisz specjalnie.
- Co? - zamrugała niewinnie Belen.
- Doprowadzasz mnie do takiego stanu - Sergi przeczesał włosy ręką, opierając się plecami o kanapę.
- Ale ja naprawdę jestem głodna - powiedziała słodko.
- Uwierz mi, ja też - popatrzył na nią wzrokiem, który ewidentnie sprawił, że temperatura w pomieszczeniu podniosła się o dobrych kilka stopni.
Belen roześmiała się, odrzucając włosy do tyłu.
- Nie no, ja przez ciebie zwariuję - jęknął Roberto.
- Nie wariuj - mruknęła, siadając na nim okrakiem, i zaczęła go całować.
Dzwonek do drzwi.
Nie będą się przejmować jakimś kretyńskim listonoszem.
Bluzka Belen wylądowała na podłodze, dziewczyna na sofie, a usta Roberto na jej brzuchu.
Kolejna seria jak z karabinu maszynowego.
- Ja pierdolę - warknął Sergi.
A Belen tylko roześmiała się w głos.
- Cóż, słońce, musisz teraz ze mnie zejść i odebrać jakiś super ważny list polecony.
Roberto ruszył do drzwi, burcząc pod nosem jakieś niewybredne słowa, a za chwilę Belen usłyszała soczyste "ja pierdolę!".
To było ewidentnie jego ulubione wyrażenie.
Dziewczyna odwróciła się i wybuchnęła śmiechem.
- O dzień dobry, pani redaktor - pomachał jej z progu Bartra i zacmokał z uznaniem. - Ładnie pani wygląda.
Zza jego pleców wychylił się Muniesa.
- Potwierdzam. A czy my wam przypadkiem w czymś nie przeszkadzamy?
- Nie, bynajmniej, kurwa mać!
- Oj, panie Roberto, po co tyle nerwów? - pokręcił głową Bartra. - Ja tu kumpla z wysp przyprowadzam, a pan się rzucasz, zamiast z jakimś zimnym piwem na stół wyjechać.
- Piwa nie ma - rozwiał nadzieje Marków dwóch Sergi. - Cześć, głupki - westchnął głęboko.
- O, Belen, a ty co? Zimno ci się zrobiło? - zatroszczył się Bartra.
- Nie chcę was gorszyć, panowie - uśmiechnęła się blondynka, zapinając guziki koszuli. Sergi posłał jej natomiast takie zbolałe spojrzenie, że miała ochotę olać kwestie moralne (ci goście byli już i tak wystarczająco zgorszeni przez życie piłkarzy) i zamknąć się z nim choćby w składziku na miotły.
- Nie martw się o nas - pospieszył z zapewnieniem Muniesa. - Nam to akurat wcale nie przeszkadza.
- Domyślam się - mruknął Sergi.
- Dobra, panowie, ja się zbieram - poinformowała Belen, kierując się w stronę drzwi.
- E tam, co będziesz iść. Zostań z nami, pogadamy sobie... - namawiał Bartra.
- Cóż... Właśnie tego się obawiam. Wiecie, wy macie naprawdę sporo ciekawych rzeczy do powiedzenia, tylko... jakby to ująć... ja chcę zachować zdrową psychikę jeszcze przez co najmniej kilka lat.
- Ej! - zaprotestował Muniesa. - Ze mną jest wszystko jak najbardziej w porządku.
- No tak. Z TOBĄ tak - odpowiedziała z naciskiem Belen, puszczając chłopakom oczko. - Pa!
- Poczekaj! - dogonił ją jeszcze Sergi, gdy zbliżała się do furtki.
- Tak? - odwróciła się w jego stronę.
- Przyjdziesz jeszcze?
- A jak myślisz?
- Ja się pytam serio - Roberto zrobił się nagle całkowicie poważny.
- Czemu? - zapytała w podobnej tonacji.
- Bo... bo cały czas się boję, że jednak uznasz, że powinnaś mnie olać. Zresztą wcale bym ci się bardzo nie dziwił.
- Dlaczego?
- Sama przecież mówiłaś, że mój wpływ na twoje życie do pozytywnych nie należał.
- Racja - odpowiedziała Belen z namysłem. - Ale to było dawno. I od tej pory sporo się zmieniło, nie sądzisz?
- No tak... Ale może...
- Proszę cię o jedno - przerwała mu. - Nie miej wątpliwości. Bo jeśli ty będziesz je mieć, to ja też ich nabiorę. A to już nie będzie fajne.
-  Dobrze. Przepraszam.
- I nie przepraszaj mnie ciągle, okej? Ustalmy taki system - za każdym razem, kiedy będziesz chciał mnie przeprosić - pocałuj mnie. A jak nie będziesz chciał mnie przepraszać, to też mnie możesz pocałować. Może być?
Sergi nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się szeroko. A potem mocno ją pocałował.
Chyba miał spore poczucie winy. Albo po prostu ten system przypadł mu do gustu.
__________

Pozwolę sobie skopiować słowo w słowo to, co napisałam pod moim drugim opowiadaniem. Bo tutaj to jest nawet jeszcze bardziej adekwatne.
Powrót w okolicach wakacji to chyba nie był strzał w dziesiątkę. Odnoszę wrażenie, że jakikolwiek ruch sieciowy jest bliski zerowemu. Może wszyscy mają sesję, może pakują się na Bahamy, a może ja po prostu tak obniżyłam poziom pisania. Tak czy inaczej na razie rozdziały będę wrzucać nie częściej niż co dwa - trzy tygodnie. I tak prawie nikt tego nie czyta. Tym bardziej dziękuję tym, którzy skrobią jakiś komentarz ;)