czwartek, 18 września 2014

8. Mogę cię wykorzystać

- Roberto, do cholery, myśl, co robisz!
No bardzo zabawne. Jakby to było takie proste, to by myślał. Choć tymczasem również myślał. Tylko że o czymś innym. A raczej o kimś.
Gdyby Belen nie siedziała na trybunach, ten trening wyglądałby naprawdę zupełnie inaczej. A tak to co? Ona robiła jakieś notatki, a on co chwila zerkał w jej stronę. Jak jakiś zakochany małolat.  Już słyszał w myślach, co odpowiedziałby na to Bartra: bo nim jesteś. No i w sumie racja. Był nim. A to wszystko przez tę śliczną blondynkę.
- Dobra, panowie. Wystarczy na dziś. Przypominam, że jutro widzimy się o tej samej porze.
Nareszcie. To, że cieszył się z zakończenia treningu, było bardzo złym objawem, tylko że wcale nie czuł się z tym źle. To była dość wyjątkowa sytuacja. Wystarczy usunąć Belen z trybun i od razu będzie łatwiej.
Podbiegł do ławki rezerwowych, napił się wody z bidonu i poszedł w stronę blondynki. Wciąż siedziała w jednym z pierwszych rzędów, zawzięcie wertując jakieś zapiski.
- Hej - powiedział, stając przed nią.
Podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć. Co ty dziś taki rozkojarzony byłeś?
No masz. Nie ma to, jak zacząć z grubej rury.
Usiadł na krzesełku obok i westchnął.
- Cóż, myślę, że łatwiej byłoby, gdyby ładne dziewczyny miały zakaz stadionowy - spojrzał na nią wymownie.
- Tak? No to zapraszam do Iranu, tam żadnej dziewczyny na stadionie nie uświadczysz.
- Przemyślę tę sugestię.
Belen przyjęła tę odpowiedź ze śmiertelnie poważną miną, ale w jej oczach doskonale dostrzegał śmiejące ogniki.
- A skoro już tu jesteś - przypomniała sobie - to mogę cię wykorzystać.
- Bardzo chętnie. W jaki tylko chcesz sposób.
- To świetnie - odpowiedziała, po czym wyciągnęła dyktafon, włączyła go i zapytała - Ciężko wraca się do treningów po wakacjach?
Z Roberto jakby uszło powietrze.
- Serio?
- Jak najbardziej - uśmiechnęła się słodko Belen.
- No cóż... Jak pani wie, pani redaktor, z udanych wakacji nigdy nie chce się wracać do pracy. A moje były baaardzo udane. Natomiast piłka nożna oprócz mojej pracy jest moją pasją, więc mimo wszystko miło znów wkręcić się w wir treningów i spotkań.
- Ej, dzióbaski, czuję się zazdrosny. I odrzucony. Zdecydowanie odrzucony - na trybuny wparował Bartra, siadając w rzędzie nad nimi.
- A czemu to, jeśli można wiedzieć? - zapytała Belen, podtykając mu dyktafon.
- Zostałem perfidnie zdradzony. Przez najlepszego kumpla. I przez ulubioną dziennikarkę. Z kim to się wywiady po treningu przeprowadza, co?
- Bardzo mi przykro, ale niestety nie ma pan na mnie wyłączności, panie Bartra.
- Mnie jest również bardzo przykro z tego powodu, pani Rodriguez.
- A mnie nie - włączył się Roberto. - Panie Bartra, czy pan się zawsze musi wpierdalać w najmniej odpowiednim momencie?
- Niestety - westchnął Marc. - Taki już chyba mój urok. No nic, panie Roberto, skoro już pan i tak przejął moją rolę, to niech pan przynajmniej odpowiednio wykorzysta okazję. Jestem pewien, że pani Rodriguez chętnie poszłaby do kina. Pa, misiaczki! - Marc posłał im całusa w powietrzu i odszedł w stronę wyjścia do szatni.
Belen zaczęła się śmiać.
- Skąd ty go wytrzasnąłeś?
- A ja to wiem? Przypałętał się do mnie w La Masii i już tak zostało - uśmiechnął się Sergi.
- Taa... Mes que un club, co?
- Coś w tym rodzaju. Dobra, to co z tym wywiadem?
- Szczerze? Po tym wejściu Bartry chyba mi się odechciało poważnych wywiadów - zaśmiała się Belen i dodała znacząco - ale wiesz, lubię filmy.
Sergi w pierwszej chwili chyba nie zrozumiał, co miała na myśli, ale szybko go oświeciło.
- I popcorn? - upewnił się.
- I popcorn - przyznała blondynka.
- W takim razie - zapraszam cię do kina.
Belen roześmiała się.
- Och, co za zaskoczenie. No cóż, skoro zapraszasz, chyba nie wypada mi odmówić.

O czym był ten film? Niespecjalnie pamiętała. Tytuł jakiś tam był, ale... też wyleciało jej z głowy. Cóż, mówi się trudno.
Natomiast jeśli ktoś zapytałby ją, jak ubrany był Sergi Roberto i jakie miał perfumy, odpowiedziałaby bez pudła. Reszta to były jakieś średnio istotne dodatki.
Wyszli z kina wprost w chłodne wieczorne powietrze.
- To co teraz?
- Co teraz? - zastanowiła się na głos. - Teraz mógłbyś mnie odprowadzić do domu. Jakoś średnio mi się uśmiecha samotne łażenie po nocy.
Sergi ten plan chętnie zaakceptował. Wolał nie zapraszać jej do żadnych klubów ani barów, bo wiedział, że Belen by ta propozycja - delikatnie mówiąc - do gustu nie przypadła. Już dosyć mieli przypałów w klubie. Zdecydowanie.
Szli sobie w ciszy, bo choć Roberto chętnie zacząłby jakąś rozmowę, to sam nie wiedział, jaki temat miałby poruszyć. A znowu Belen - zdaje się - ta cisza wcale nie przeszkadzała.
Zatrzymali się przed przejściem dla pieszych. Sergi chwycił dziewczynę za rękę i przeszli na drugą stronę ulicy. 
Tak dla bezpieczeństwa czy coś.
Z tym, że potem wcale tej ręki nie puścił.
A i Belen na to nie nalegała. Wręcz przeciwnie nawet.
W pewnej chwili zatrzymała się. Nagle, na środku chodnika.
- Ej, co jest? - zapytał Sergi, stając przed nią i zaglądając w twarz.
- Nic - pokręciła głową. - Tylko tak jakoś... Fajnie jest.
Chłopak uśmiechnął się.
- No. Fajnie - zbliżył się i dotknął dłonią jej policzka. Belen cały czas wpatrywała się w niego, zadzierając lekko głowę do góry. Nie mrugała i chyba nawet nie oddychała.
Sergi zawahał się. Ale nie, wszystko było w porządku. Ona czekała na jego krok.
Musnął delikatnie jej wargi swoimi, mimo wszystko wciąż obawiając się dostania w gębę, ale nic takiego nie nastąpiło. Belen przywarła do niego i oddała pocałunek. Długi, delikatny i gorący jednocześnie. Objął ją w talii i przyciągnął najbliżej jak tylko mógł. A gdy ich twarze znów znalazły się kilka centymetrów od siebie, poczuł się nagle pusty i wybrakowany. Przytulił ją mocno i pocałował w głowę.
- Belen... ja... - zaczął.
- Tak? - zapytała cicho, wpatrując się w niego uważnie.
- Boże... Nie patrz tak na mnie - powiedział, przestępując z nogi na nogę i czując, że coraz bardziej się denerwuje.
- Bo?
- O matko - przeczesał dłonią włosy. - To jest za trudne.
Po czym bez ostrzeżenia znów wpił się w jej usta.
A ona znów nie zaprotestowała.
__________

Przy tym całym pocałunku mocno mnie przystopowało. Ale jakoś jednak ruszyłam dalej. Z tym, że z efektu nie jestem specjalnie zadowolona. Nie umiem opisywać takich scen, choć nie wiem, jakbym się starała.
No nic. Niech mają na razie. Słodko do porzygu.

środa, 3 września 2014

7. Kocham cię

Może jemu się wydawało, że dokonał nie wiadomo czego, ale Belen wiedziała, jak było naprawdę. Była napruta, więc to się po prostu nie liczyło. Nie kontrolowała się i już. Ona nawet nic z tego pocałunku nie pamiętała. Ot, masz pan dokonanie, panie Roberto.
Dodatkowo wkurzał ją fakt, że pozwoliła mu na pocałowanie się znowu w jakimś pieprzonym klubie, koło trzeciej w nocy i w ogóle w okolicznościach, jakie bynajmniej jej nie zadowalały.
Co prawda tym razem skończyło się trochę inaczej niż te pięć czy sześć lat temu - bo Sergi nie całował się już później z nikim innym (chyba), tylko przetransportował ją do hotelu (chyba).
Niespecjalnie kontaktowała.

Dobrze wiedział, że Belen była raczej w kiepskiej formie i że niewiele w tego, co się działo, ogarniała.
Ale nie mógł się powstrzymać.
Byłą po prostu śliczna. Jak zawsze zresztą.
Śliczna, słodka i pociągająca.
Mimo że pijana.
I już.
Coś tam jeszcze potem protestowała, ale bardzo słabo, potem się do niego przytuliła, a potem powiedziała, że chce jej się spać.
Ewidentnie była naprana. Ewidentnie. Choć bardzo się starał, nie potrafił sobie wyobrazić, żeby mogła się tak zachować w normalnym stanie. Trochę żałował, że to niemożliwe.
- Wody!!! - z zamyślenia wyrwał go zbolały jęk Muniesy, który zdaje się dopiero co się obudził.
- Masz - rzucił mu butelkę.
- Dzięki. No ja pierdolę. Chyba umarłem.
- Chyba nie.
- Która jest godzina? - zapytał Marc, przykładając delikatnie głowę do poduszki.
- Jedenasta.
- Uhm. Mamy coś do jedzenia?
- Nie - odpowiedział bezlitośnie Sergi i nagle zdał sobie sprawę, że sam też jeszcze nic nie jadł, a wstał prawie trzy godziny temu. I na dodatek był wyspany.
- Super - na chwilę zapadła cisza, po czym Muniesa dodał - chwila, czy my dzisiaj wracamy do domu?
Sergi spodziewał się takiego rozwoju wydarzeń, więc powiedział tylko:
- Nie. Przebukowałem na jutro bilety.
- Kocham cię - odpowiedział Marc i przewrócił się na drugi bok.

Belen spojrzała na zegar. Piąta po południu. Dopięła walizkę i usiadła na niej. Resztę się wrzuci do bagażu podręcznego. Nie miała na nic siły.
Pukanie do pokoju.
- Proszę - powiedziała, a kiedy zobaczyła Roberto, prawie roześmiała mu się w twarz, spodziewając się znowu jakiejś uroczej przesyłki od Bartry w stylu doniczka, długopis, gumowa kaczuszka - niepotrzebne skreślić. Tym razem się pomyliła.
- Hej - uśmiechnął się niepewnie Sergi. - Przyniosłem ci wodę. Bo tamci zaraz skończą drugą zgrzewkę, a tobie pewnie też się przyda.
- Dzięki - spojrzała na niego ciepło. - Już mi lepiej.
- To dobrze. Słuchaj, a czy ty... - zaczął z wahaniem - w ogóle coś z wczoraj pamiętasz?
Belen spojrzała na niego przerażona. A czy jest coś jeszcze, co powinna pamiętać?
- Co masz na myśli?
- No wiesz, my...
- Co?!
- No całowaliśmy się.
Dziewczyna wypuściła z głośnym świstem powietrze z ust i oparła się o łóżko.
- O tym to wiem - odpowiedziała z ulgą.
- Aha. Nie przeszkadza ci to?
Niezłe pytanie. I tak, i nie byłoby właściwą odpowiedzią.
Przygryzła wargę.
- Cóż... Nie bardzo to wszystko ogarniam, więc...
- Jasne - pokiwał głową Roberto.
- Właśnie.
- Ja też trochę wypiłem - zaczął się tłumaczyć Sergi.
- Aha. Więc wcale tego nie chciałeś, tak? - wyrwało się Belen. Od razu pożałowała swoich słów.
Chłopak podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
- Tego nie powiedziałem - stwierdził wreszcie i uśmiechnął się rozbrajająco.
Belen wpatrywała się w niego chwilę, aż wreszcie odwzajemniła uśmiech. A w sercu rozlało się jej nagle przyjemne ciepło.

- Alcantara, debilu, czy ty śpisz?! - darł się Muniesa, szarpiąc Thiago za ramię. To nic, że lecieli z setką innych ludzi samolotem. Po raz kolejny udowadniało się, że ci dwaj potrafią zrobić wiochę w każdej sytuacji.
- Czy ty się możesz zamknąć? - warknął z tyłu Roberto. - Może on jest na tyle normalny, że jak była odpowiednia pora, to się pakował, a nie spał, jak co poniektórzy. Przypominam ci, że gdyby nie ja, to byś zostawił paniom sprzątającym swoje majtki, piżamę i poduszkę z Tomem i Jerrym. Więc teraz byś może zamknął mordę i dał porządnym obywatelom spać.
Belen spojrzała na Roberto z siedzenia obok.
- Coś ty taki wojowniczy?
Odpowiedział jej Bartra, siedzący po jej drugiej stronie.
- Nasz kochany blondasek się denerwuje, że siedzę tu z wami i robię za przyzwoitkę.
- Zrobię ci coś - ostrzegł Roberto.
- Chodź tu bliżej, do Belen. Strzelimy sobie focię na zgodę - zaproponował Bartra, ale Sergi pozdrowił go środkowym palcem i odwrócił się do okna.
Nie minęła chwila, a zajrzał do nich Muniesa.
- Czy ty masz owsiki? - zapytał uprzejmie Bartra.
- Zabawne. Ej, posiadacie coś do jedzenia?
- Nie. Poproś stewardessę - doradziła Belen, wkładając słuchawki do uszu.
- Czekaj! - krzyknął Muniesa. - Słuchajcie, wy to musicie zrobić.
- Co? - zapytała blondynka, w gruncie rzeczy nie bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Musicie zawołać stewardessę. Bo ja sobie nie poradzę. Jestem głodny. A jak jestem głodny, to się stresuję. A jak się stresuję, to zapominam angielski.
- Chwila - przerwał mu Bartra. - Ale przecież ty grasz w Anglii.
- To nie ma absolutnie nic do rzeczy! - zaprotestował gwałtownie Muniesa. - To jak - pomożecie mi? Bo jak chciałem obudzić Thiago, żeby mi pomógł, to ten tutaj się na mnie wydarł - skinął głową w stronę Roberto - i nic z tego nie wyszło. A ja już jestem strasznie głodny i...
- Dobra - przerwała mu Belen. - Nie martw się. Zaraz ci pomożemy. - Po czym nachyliła się do Sergiego i szepnęła mu do ucha - Chyba zaczynam rozumieć, co miałeś na myśli, twierdząc, że przebywanie z nim dwadzieścia cztery na dobę ci szkodzi na psychikę.

Strasznie łatwo ta dziewczyna potrafiła wpłynąć na jego nastrój. Dosłownie kilka minut temu miał ochotę wszystkich pozabijać, a teraz mógłby bez problemu zacząć z nimi towarzyską pogawędkę. Chociaż nie. Bartrę nadal miał ochotę zabić.
Jeszcze przed chwilą Belen nachylała się nad nim, łaskocząc go kosmykiem włosów po policzku i omiatając swoim zapachem szeptała mu do ucha. Już pomijał tę prozaiczną kwestię, której ten szept dotyczył, a którą omawiali dziś rano na lotnisku - Muniesa był jego przyjacielem i przyjmował tego gościa z całym dobrodziejstwem inwentarza. I vice versa. Tak czy inaczej Belen wciąż chciała z nim gadać - a to już było coś.
Wkurzał się na Bartrę, bo przecież mógł siedzieć z Thiago i Markiem, a ich posadzić koło tego przygłuchego staruszka, ale on oczywiście wybrał towarzystwo Belen (czemu Sergi osobiście specjalnie się nie dziwił). Zerkał na nią kątem oka, kiedy słuchała muzyki, bezgłośnie wypowiadając słowa piosenki. Był ciekaw, czego słuchała. Żeby tylko nie jakiejś Miley Cyrus albo innego Biebera.
Przysunął się do niej, wyciągnął słuchawkę z jej ucha i zbliżył do swojego. Spojrzała na niego z ukosa, ale nic nie powiedziała. Niezły patent, żeby znów poczuć jej zapach. Wsłuchał się w piosenkę.
November Rain. Guns N' Roses.
Boże drogi. Ona była idealna.
Miał w tej chwili jej twarz tak blisko swojej. Jej oczy. Rzęsy. Policzki.
Jej usta.
Pełne, czerwone, idealnie wykrojone. Lekko uchylone.
Piętnaście centymetrów od swoich.
Złapał się na tym, że jeszcze przed chwilą ta odległość była większa. I czuł, że wciąż się ona zmniejsza. Cóż mógł na to poradzić. Był facetem, a nie jakimś pieprzonym dyplomatą.
Dotknął dłonią jej policzka. Odwróciła głowę w jego stronę.
- Pasażerowie są proszeni o zapięcie pasów. Samolot zbliża się do lądowania - zabrzmiało w tym samym momencie z głośników.
Sergi zaklął pod nosem, odsuwając się od dziewczyny.
- No zapnij te pierdolone pasy - szepnęła Belen, powtarzając jego słowa sprzed chwili i uśmiechnęła się słodko, patrząc na niego błyszczącymi oczyma.
Zerknął na nią, pokręcił głową i wreszcie się roześmiał. Zastosował się do jej polecenia, wciąż śmiejąc się pod nosem.
- Obudź tego tam - skinął głową na Bartrę. - Bo przy lądowaniu zostawi zęby na tym fotelu przed nim.
- Może wcale go nie trzeba budzić. Ja go zapnę i już.
- Belen... - jęknął, wyobrażając sobie, jak dziewczyna błądzi dłońmi wokół ciała kumpla. Roześmiała się i szturchnęła Bartrę w ramię.
- Hej, wstawaj.
A Sergi westchnął i przeczesał ręką włosy.
Zdaje się, że przepadł totalnie.
__________

Z dedykacją dla Zoe. Chyba wiesz dlaczego. I wiesz, na co czekam :)

Trochę mnie przeraża, że już chyba wszyscy się tą wodą oblali, ale to jest naprawdę urocze. A w tle półnagi Marc. Sergi, trzeba było z niego brać przykład.

A tu taki dowód, że Sergi Marca numer dwa też mimo wszystko kocha :)


Tak wiem, że spodziewałyście się, że w tym odcinku kto inny kogo innego kocha :P