- Roberto, do cholery, myśl, co robisz!
No bardzo zabawne. Jakby to było takie proste, to by myślał. Choć tymczasem również myślał. Tylko że o czymś innym. A raczej o kimś.
Gdyby Belen nie siedziała na trybunach, ten trening wyglądałby naprawdę zupełnie inaczej. A tak to co? Ona robiła jakieś notatki, a on co chwila zerkał w jej stronę. Jak jakiś zakochany małolat. Już słyszał w myślach, co odpowiedziałby na to Bartra: bo nim jesteś. No i w sumie racja. Był nim. A to wszystko przez tę śliczną blondynkę.
- Dobra, panowie. Wystarczy na dziś. Przypominam, że jutro widzimy się o tej samej porze.
Nareszcie. To, że cieszył się z zakończenia treningu, było bardzo złym objawem, tylko że wcale nie czuł się z tym źle. To była dość wyjątkowa sytuacja. Wystarczy usunąć Belen z trybun i od razu będzie łatwiej.
Podbiegł do ławki rezerwowych, napił się wody z bidonu i poszedł w stronę blondynki. Wciąż siedziała w jednym z pierwszych rzędów, zawzięcie wertując jakieś zapiski.
- Hej - powiedział, stając przed nią.
Podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko.
- Cześć. Co ty dziś taki rozkojarzony byłeś?
No masz. Nie ma to, jak zacząć z grubej rury.
Usiadł na krzesełku obok i westchnął.
- Cóż, myślę, że łatwiej byłoby, gdyby ładne dziewczyny miały zakaz stadionowy - spojrzał na nią wymownie.
- Tak? No to zapraszam do Iranu, tam żadnej dziewczyny na stadionie nie uświadczysz.
- Przemyślę tę sugestię.
Belen przyjęła tę odpowiedź ze śmiertelnie poważną miną, ale w jej oczach doskonale dostrzegał śmiejące ogniki.
- A skoro już tu jesteś - przypomniała sobie - to mogę cię wykorzystać.
- Bardzo chętnie. W jaki tylko chcesz sposób.
- To świetnie - odpowiedziała, po czym wyciągnęła dyktafon, włączyła go i zapytała - Ciężko wraca się do treningów po wakacjach?
Z Roberto jakby uszło powietrze.
- Serio?
- Jak najbardziej - uśmiechnęła się słodko Belen.
- No cóż... Jak pani wie, pani redaktor, z udanych wakacji nigdy nie chce się wracać do pracy. A moje były baaardzo udane. Natomiast piłka nożna oprócz mojej pracy jest moją pasją, więc mimo wszystko miło znów wkręcić się w wir treningów i spotkań.
- Ej, dzióbaski, czuję się zazdrosny. I odrzucony. Zdecydowanie odrzucony - na trybuny wparował Bartra, siadając w rzędzie nad nimi.
- A czemu to, jeśli można wiedzieć? - zapytała Belen, podtykając mu dyktafon.
- Zostałem perfidnie zdradzony. Przez najlepszego kumpla. I przez ulubioną dziennikarkę. Z kim to się wywiady po treningu przeprowadza, co?
- Bardzo mi przykro, ale niestety nie ma pan na mnie wyłączności, panie Bartra.
- Mnie jest również bardzo przykro z tego powodu, pani Rodriguez.
- A mnie nie - włączył się Roberto. - Panie Bartra, czy pan się zawsze musi wpierdalać w najmniej odpowiednim momencie?
- Niestety - westchnął Marc. - Taki już chyba mój urok. No nic, panie Roberto, skoro już pan i tak przejął moją rolę, to niech pan przynajmniej odpowiednio wykorzysta okazję. Jestem pewien, że pani Rodriguez chętnie poszłaby do kina. Pa, misiaczki! - Marc posłał im całusa w powietrzu i odszedł w stronę wyjścia do szatni.
Belen zaczęła się śmiać.
- Skąd ty go wytrzasnąłeś?
- A ja to wiem? Przypałętał się do mnie w La Masii i już tak zostało - uśmiechnął się Sergi.
- Taa... Mes que un club, co?
- Coś w tym rodzaju. Dobra, to co z tym wywiadem?
- Szczerze? Po tym wejściu Bartry chyba mi się odechciało poważnych wywiadów - zaśmiała się Belen i dodała znacząco - ale wiesz, lubię filmy.
Sergi w pierwszej chwili chyba nie zrozumiał, co miała na myśli, ale szybko go oświeciło.
- I popcorn? - upewnił się.
- I popcorn - przyznała blondynka.
- W takim razie - zapraszam cię do kina.
Belen roześmiała się.
- Och, co za zaskoczenie. No cóż, skoro zapraszasz, chyba nie wypada mi odmówić.
O czym był ten film? Niespecjalnie pamiętała. Tytuł jakiś tam był, ale... też wyleciało jej z głowy. Cóż, mówi się trudno.
Natomiast jeśli ktoś zapytałby ją, jak ubrany był Sergi Roberto i jakie miał perfumy, odpowiedziałaby bez pudła. Reszta to były jakieś średnio istotne dodatki.
Wyszli z kina wprost w chłodne wieczorne powietrze.
- To co teraz?
- Co teraz? - zastanowiła się na głos. - Teraz mógłbyś mnie odprowadzić do domu. Jakoś średnio mi się uśmiecha samotne łażenie po nocy.
Sergi ten plan chętnie zaakceptował. Wolał nie zapraszać jej do żadnych klubów ani barów, bo wiedział, że Belen by ta propozycja - delikatnie mówiąc - do gustu nie przypadła. Już dosyć mieli przypałów w klubie. Zdecydowanie.
Szli sobie w ciszy, bo choć Roberto chętnie zacząłby jakąś rozmowę, to sam nie wiedział, jaki temat miałby poruszyć. A znowu Belen - zdaje się - ta cisza wcale nie przeszkadzała.
Zatrzymali się przed przejściem dla pieszych. Sergi chwycił dziewczynę za rękę i przeszli na drugą stronę ulicy.
Tak dla bezpieczeństwa czy coś.
Z tym, że potem wcale tej ręki nie puścił.
A i Belen na to nie nalegała. Wręcz przeciwnie nawet.
W pewnej chwili zatrzymała się. Nagle, na środku chodnika.
- Ej, co jest? - zapytał Sergi, stając przed nią i zaglądając w twarz.
- Nic - pokręciła głową. - Tylko tak jakoś... Fajnie jest.
Chłopak uśmiechnął się.
- No. Fajnie - zbliżył się i dotknął dłonią jej policzka. Belen cały czas wpatrywała się w niego, zadzierając lekko głowę do góry. Nie mrugała i chyba nawet nie oddychała.
Sergi zawahał się. Ale nie, wszystko było w porządku. Ona czekała na jego krok.
Musnął delikatnie jej wargi swoimi, mimo wszystko wciąż obawiając się dostania w gębę, ale nic takiego nie nastąpiło. Belen przywarła do niego i oddała pocałunek. Długi, delikatny i gorący jednocześnie. Objął ją w talii i przyciągnął najbliżej jak tylko mógł. A gdy ich twarze znów znalazły się kilka centymetrów od siebie, poczuł się nagle pusty i wybrakowany. Przytulił ją mocno i pocałował w głowę.
- Belen... ja... - zaczął.
- Tak? - zapytała cicho, wpatrując się w niego uważnie.
- Boże... Nie patrz tak na mnie - powiedział, przestępując z nogi na nogę i czując, że coraz bardziej się denerwuje.
- Bo?
- O matko - przeczesał dłonią włosy. - To jest za trudne.
Po czym bez ostrzeżenia znów wpił się w jej usta.
A ona znów nie zaprotestowała.
__________
Przy tym całym pocałunku mocno mnie przystopowało. Ale jakoś jednak ruszyłam dalej. Z tym, że z efektu nie jestem specjalnie zadowolona. Nie umiem opisywać takich scen, choć nie wiem, jakbym się starała.
No nic. Niech mają na razie. Słodko do porzygu.