piątek, 29 maja 2015

10. Daj mi spokój

Sergi Roberto czuł się szczęśliwy. Ale jednak wiedział, że wiele spraw między nimi pozostało niewyjaśnionych. I może to nie było właściwe myślenie, ale wolał, żeby tak zostało. Bał się, że jeśli Belen zechce powrócić do przeszłości spowoduje to tylko i wyłącznie rozdrapanie ran.
Choć nie tylko. Być może również paskudne załamanie ich relacji. Takie nieodwracalne.
Zasadniczo nie myślał o tym za wiele. Po prostu wolał skupiać się na znacznie przyjemniejszych aspektach ich znajomości. Na jej ukradkowych uśmiechach podczas treningu, skradanych z zaskoczenia całusach, wypadach do kina (po których niewiele z samego filmu pamiętał) i głupkowatych telefonach. Był niekwestionowanym mistrzem głupkowatych telefonów. Cóż, czasami musiał, po prostu musiał usłyszeć jej głos. Na początku czuł się debilnie, ale potem przyzwyczaił się do jej wybuchów śmiechu, gdy zamiast zdania wielokrotnie złożonego wydobywało się z niego jakieś bliżej nieokreślone stękanie albo jąkanie. W gruncie rzeczy właśnie po to dzwonił. By ten śmiech usłyszeć. Nawet jeśli wychodził przy okazji na kompletnego debila.

Z nim było ewidentnie coś nie tak. Ale jak najbardziej w pozytywnym sensie. Nikt, absolutnie nikt nie był w stanie jednym zdaniem albo nawet jednym uśmiechem poprawić jej humoru. A on owszem. I chyba nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Żałowała chyba tylko tego, że dawał jej aż tak dużo swobody, że czekał na akceptację każdego najmniejszego gestu, że bał się chociażby złapać ją za rękę, tak jakby miała mu ją w odwecie odbić na twarzy. A przecież ona nie miała niczego takiego w planach! Czy ten słodki, seksowny idiota nie mógł tego po prostu zrozumieć?
Mniej więcej tym torem krążyły myśli Belen, gdy szła, ciemnymi już, uliczkami Barcelony w stronę mieszkania Roberto. Mogła o tej porze spotkać osobników wszelkich kategorii marginesu społecznego, od żuli zaczynając, na gwałcicielach kończąc. Jednak nikt z tej szerokiej gamy ludzi nie pojawił się na jej drodze.
Pojawiła się natomiast jej mama.
Belen rozpoznała ją bez trudu - nie zmieniła się znacząco przez te pięć lat od ich ostatniego spotkania. Ale co dziwne - w drugą stronę ten proces przebiegł podobnie, a tego Belen w najmniejszym stopniu by się nie spodziewała.
Chciała, naprawdę chciała ominąć ją bez słowa, ale nagle, jakby wbrew samej sobie, wydobyło się z niej ochrypłe cześć, mamo. Ta głupia, naiwna nadzieja, że jednak cokolwiek znaczyła dla własnej matki prysła w momencie, gdy ta tak bliska - a tak obca kobieta odezwała się do niej:
- Jednak wyszłaś na ludzi. Nie spodziewałam się tego.
Dwa zdania. Dwa krótkie zdania, a tak celnie streszczały łączące je relacje.
- Jesteś w ciąży - powiedziała cicho Belen, patrząc na zaokrąglony brzuch matki, a zarazem ignorując zupełnie jej wypowiedź.
- Jestem - przytaknęła kobieta. - Masz z tym jakiś problem?
- Nie. Żadnego. Zapewne tak jak ty. Ze mną i z Luisem też nie miałaś. Współczuję temu dziecku, jeśli będziesz się nim zajmować tak jak nami. A będziesz.
Mama spojrzała na nią wzrokiem, który mógłby zmrozić wrzątek i odpowiedziała:
- Jesteś bezczelna.
Tak samo, jak zawsze ucinała wszelkie dyskusje, kiedy kilkunastoletnia Belen dyskutować jeszcze próbowała. Tak było i tym razem. Po tych słowach mama po prostu ją minęła i poszła dalej.
A Belen wciąż stała na środku chodnika. Oszołomiona i załamana - choć przecież gdyby miała wyobrazić sobie rozmowę z mamą, na pewno nie przygotowałaby bardziej optymistycznego scenariusza. Ale problem był w tym, że właśnie go nie przygotowywała. Matka zaskoczyła ją w zupełnie niespodziewanym momencie.
Dziewczyna usiadła na ławce. Na ich ławce. Tak wyszło. Ale wiedziała, że z Sergim nie jest w stanie się dziś zobaczyć. Napisała mu krótkiego sms-a z nadzieją, że nie będzie chciał wiedzieć o co chodzi. A potem po prostu się rozpłakała. Z bezsilności, wstydu i żalu.

Sergi długo wstrzymywał się z tym, żeby do niej pójść. Bo może coś jej wypadło albo po prostu źle się czuła, albo...
No ale, kurde, mogła napisać coś bardziej wyczerpującego niż Nie przyjdę. Przepraszam. To go naprawdę przestraszyło. No dobra, może miał jakieś zapędy nadopiekuńcze, ale wmawianie sobie tego wcale mu nie pomogło. Okej, może był żałosnym mięczakiem i nie dawał tej dziewczynie chwili spokoju, ale ostatecznie poszedł.
I dopiero gdy dotarł pod jej mieszkanie, zamknięte na głucho, przestraszył się nie na żarty.
Zadzwonił. Raz. Drugi. Piąty. Dwudziesty piąty. Za dwudziestym szóstym odebrała.
- Belen? Boże, gdzie ty jesteś?
- Nieważne. Nie przyjdę dziś, wiesz? Nie bardzo mogę.
- Jak - nieważne? Ja się przecież martwię. Belen, słyszysz?
- ...
- Hej, rozmawiaj ze mną!
- Spokojnie, nie denerwuj się... - odpowiedziała jakimś dalekim, nieswoim głosem.
- Chwila... Czy ty... płaczesz?
- Ja?... Nie.
- Belen, błagam cię. Gdzie ty jesteś? Zabiorę cię do domu, dobrze?
- Dobrze - zgodziła się nad wyraz potulnie. - Jestem...- westchnęła. - Siedzę na naszej ławce.
- Okej, czekaj na mnie. Nigdzie się nie ruszaj.

Odnalazł ją bez trudu. Siedziała skulona i szarpała w dłoniach chusteczkę. Dostrzegł, że troszkę się rozmazała i że równocześnie w ogóle nie zwracała na to uwagi.
- Belen... - szepnął.
Podniosła głowę, wstała i spojrzała na niego bezradnie. Przytulił ją mocno.
- Dlaczego... ona mnie tak bardzo... nienawidzi? - wydusiła z siebie wreszcie dziewczyna, gdzieś w jego tors.
- Kto?
- Moja mama.
- Spotkałaś ją? Powiedziała ci coś? - chciał się dowiedzieć.
- Tak. Nie. To znaczy nic szczególnego. Nic, czego bym wcześniej nie wiedziała.
- Czyli? - zapytał, choć nie był pewien czy chciał znać odpowiedź.
- Czyli że jestem beznadziejna... - szepnęła Belen obojętnie. - Ale trochę mniej niż myślała.
- Boże... - westchnął bezsilnie, ale zaraz potem się opamiętał. Chwycił jej twarz w swoje dłonie i zajrzał głęboko w oczy. - Jesteś fantastyczna. Słyszysz? Cudowna.
Chciał coś jeszcze dodać, coś powiedzieć, ale zaskoczyła go niespodziewana reakcja Belen. Odskoczyła dwa kroki do tyłu i zacisnęła dłonie w pięści.
- No i jak mam ci niby w to wierzyć? Najpierw nie chce mnie moja własna matka, potem ty łamiesz mi serce bez zbędnych ceregieli, a po kilku latach znowu się pojawiasz, tym razem, żeby mnie pocieszać. Ogarnij się - wyrzucała z siebie z prędkością karabinu maszynowego. - Możemy udawać, że jest cudownie, ale dobrze wiesz, że nie jest. Moje poczucie własnej wartości jeszcze nigdy nie podniosło się powyżej poziomu morza - i to również dzięki tobie, więc o czym ty właściwie pieprzysz?!
- Belen...
- Daj mi spokój - przerwała mu i po prostu ruszyła żwawym krokiem w stronę domu. 
Dogonił ją.
- Przepraszam. Słyszysz? Przepraszam. Ja nie chciałem, ja wtedy byłem gówniarzem, nie wiedziałem, że ci tak zależało - plątał się, drepcząc koło dziewczyny.
- Przestań - pokręciła głowa.
- Belen - zastąpił jej drogę i położył ręce na ramionach, uniemożliwiając dalszy marsz. - Ja cię kocham.
Aż się przeraził efektem, jaki wywołał. Belen wytrzeszczyła na niego oczy, a po chwili spuściła wzrok i zadrgał jej podbródek.
Sergi nie wiedział, co robić, chwila nienaturalnie się przeciągała i żadne z nich nie wykonywało najmniejszego ruchu, by to zmienić. 
- Jeszcze nigdy - odezwała się wreszcie Belen - nikt mi tego nie powiedział.
W tym momencie Sergi po prostu zamarł. Pomyślał sobie o biednej małej dziewczynce, potem o nieśmiałej nastolatce, a potem o niepewnej siebie kobiecie. I wszystko zrozumiał. Nie mogła dorosnąć bez miłości. Wciąż była malutką, zagubioną kilkulatką.
Przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
- Kocham cię - powtórzył, całując ją w czubek głowy.
Ale Belen nic nie odpowiedziała. 
Płakała.
__________

Taka sytuacja.

3 komentarze:

  1. Wchodzę, czytam, dwa głębokie wdechy... nie, trzy! A potem patrzę i co widzę? No właśnie nic nie widzę! Brak komentarzy, zero, null! Jak tak można? Moja reakcja? Czas to zmienić! No, wiec zmieniam. Teraz czas na typowo gimbusowską reakcję na dobry początek: Boże, jakie to słodkie (awwwww.. *tęcza*) ale tak serio to z jednej strony cholernie słodkie, z drugiej strasznie przygnębiające. . No, bo mamy tutaj do czynienia z sytuacją kobiety, która nigdy nie zaznała miłości i w końcu ktoś , po raz pierwszy w jej życiu mówi jej zwyczajne 'kocham Cię' i to wystarcza, żeby wszystko się zmieniło. .. To się nazywa magia słów. .
    Czy mi się podobało? Oczywiście! [Milion pięćset sto dziewięćset lajków]
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo piękny rozdział, piękny ale smutny.
    Osobiście moje zdanie jest takie, że miłość matki i dziecka to coś naprawdę pięknego, niepowtarzalnego. Jednak niektóre kobiety nie umieją być matkami, wiem na pewno ze przyjdzie moment, w ktorym zdadzą sobie sprawę że przegrały życie bo nie umiały podzielić się miłością a właściwie jej mnożyć bo miłość do nas wraca, a gdy jest się niezbyt dobrą matką to nie można oczekiwać ot tak miłości dziecka skoro w jakimś sensie sie je krzywdzi. Tylko, że takie dzieci które nie mogą liczyć na wsparcie i miłość matki mają później trudniej w życiu. Rzekłabym, że są nawet troche popsute. Wiem, że mam racje. Taka tam refleksja. Czy między Belen a jej matką jeszcze wszystko się ułoży? Nie byłabym optymistką. Czemu? Ludzie pamiętaja, pamiętają dobre rzeczy, a te złe jeszcze bardziej. Myśle, że Sergi odegra kluczową rolę w życiu Belen i naprawu błędy. Kocha ją, ale czy ona kocha jego? Czy można ufać w miłość innych niby obcych ludzi skoro nawet matka, najblizsza osoba jej nie okazuje albo po prostu nie daje?
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. To chyba najlepszy rozdział na tym blogu do tej pory. Miałam łzy w oczach w końcówce i pewnie poryczałabym się gdyby rozdział był dłuższy.
    Sergi jest przekochanym chłopakiem a jego niezdarność dodaje mu uroku. Jak dla mnie ideał!
    Dobrze, że Belen wyrzuciła wszystko z siebie i teraz nie ma pomiędzy nimi żadnych niedopowiedzeń. Myślę, że teraz będzie już tylko lepiej :)

    Cudo ♥ x

    OdpowiedzUsuń