piątek, 22 maja 2015

9. Teoria bez praktyki jest gówno warta

- Halo, pani redaktor, czy można panią podrzucić do pracy? - Sergi mimowolnie uśmiechnął się, spoglądając do lustra i zadając Belen przez telefon - w gruncie rzeczy - bardzo istotne pytanie.
- Myślę, że nie ma takiej potrzeby - usłyszał w odpowiedzi i mina mu zrzedła. Zdecydowanie.
- A-aha.
- Stało się coś?
- Nie. Nic.
- Po prostu wydaje mi się, że skoro mam do pracy dziesięć minut spacerem to naprawdę nie musisz mnie zawozić - wytłumaczyła się blondynka.
Sergi walnął się otwartą dłonią w czoło, czerwieniąc się po czubki uszu. Boże, jaki z niego debil.
- Sorry, straszny ze mnie debil - zwerbalizował swoje przemyślenia.
- Bez przesady. Musiałeś mieć fajną minę, tak przy okazji - wręcz usłyszał w jej głosie, jak się uśmiecha i zaczerwienił się jeszcze bardziej. Burak. Oto, czym teraz był. - Hej, jesteś tam?
- Co? A tak, tak... Jestem.
- No to dobrze. Słuchaj, muszę kończyć. Może zadzwonię później. Do zobaczenia.
- Cześć - powiedział zrezygnowany, odsuwając telefon od ucha i siadając wprost na ziemi. Super. Świetnie. Zajebiście.
Oto po raz trzy tysiące dwieście siedemdziesiąty ósmy w swoim życiu zrobił z siebie absolutnego kretyna.

- Czy ty wiedziałeś, że jestem totalnym idiotą? - Roberto zapytał Bartrę, wiążąc buty przed treningiem.
- Owszem - potwierdził Marc z niezachwianą pewnością.
- Ja też! - wrzasnął gdzieś z drugiego końca szatni Pique. No do cholery czy on ma jakieś przewrażliwione organy słuchowe?
- Co też? - chciał się koniecznie dowiedzieć Alves.
To już koniec - pomyślał Sergi - i właściwie niewiele się pomylił.
- Roberto się przyznał do niesprawności umysłowej - wytłumaczył mu uczynnie Gerard.
Tak. No wszystko jasne. Weź się człowieku odezwij w szatni pełnej ludzi.
- Mhm. A to jakiś specjalny powód wystąpił, że sobie uświadomiłeś to, o czym wszyscy wiedzieli od dawna? - dociekał Dani.
- Love is in the air... - zaczął Neymar, kręcąc bioderkami na środku pomieszczenia.
- Oślepłem! - wrzasnął Alves. - I ogłuchłem! Weźcie to-to stąd!
- No co? - bronił się Neymar. - Przecież ja ci tylko na pytanie odpowiadam.
- Która to? - zainteresował się nagle Dani. I przy okazji połowa szatni. A właściwie cała.
- Jest to drażliwy temat - zaczął Bartra - ponieważ Sergi wypiera ze swej świadomości ten fakt. Może zresztą nie jest to tak całkiem pozbawione sensu, gdyż pomoże mu to uniknąć nieuniknionego rozczarowania. No bo sami pomyślcie - która by go chciała?
- Ja pierdolę... - jęknął sam zainteresowany.
- Ale mogę wam powiedzieć - kontynuował Marc - że tu następuje właśnie największe zaskoczenie mojej porywającej historii, gdyż może się okazać, że właśnie znalazła się taka, która go zechciała.
- Która to? - powtórzył Alves, nie bawiąc się w podchody.
Marc westchnął głęboko i powiedział:
- Belen Rodriguez.
A co było potem, tego już Sergi nie wiedział. Wolał wyjść z szatni przed całkowitym rozbiorem na czynniki pierwsze jego życia prywatnego.

To był trudny trening. Zwłaszcza, że nikt go nie uprzedził, że pod koniec pojawi się na nim Belen. A pojawiła się. I już w dupie miał sam fakt, że kumple raczyli go niewybrednymi żarcikami w stylu nie martw się, jak teraz nie strzelisz, może ci się wieczorem uda, on był w gruncie rzeczy do takich tekstów przyzwyczajony. Ale Chryste, gdyby Belen to usłyszała...
- Na koniec pięć kółek, panowie i macie spokój - usłyszał komendę trenera.
Taa... Spokój. Wtedy to się dopiero zacznie.
Przeczucie go nie myliło. Schodząc z murawy nawet nie patrzył się na piąty rząd trybun - stałe miejsce urzędowania dziennikarki. Ten dzień był od początku pasmem jego genialnych wystąpień, więc wolał już w ogóle więcej ust nie otwierać.
Natomiast gdy wyszedł ze stadionu na parkingu czekała na niego... Belen.
- Cześć - powiedział niepewnie, podchodząc do niej.
- Stało się coś? - spojrzała na niego z troską.
- Nie, nic. Tylko boję się w ogóle odezwać, bo znowu pierdolnę jakąś mądrością.
Blondynka roześmiała się.
- Daj już spokój, co? Przewrażliwiony na swoim punkcie jesteś.
- Tak?
- Tak - odpowiedziała Belen z mocą. - Zdecydowanie. Poza tym, wiesz, ja chętnie z tej podwózki do biura bym teraz skorzystała, więc jeśli byś miał chwilę, to...
- Mam. Chwilę. Pięć. Trzydzieści pięć. Ile tylko chcesz - zapewnił ją.
- No to świetnie. Gdzie stoisz?
- Poczekaj, Belen. Jeszcze jedno. Dziękuję - pocałował ją w policzek.
- Za co mi...
- Co tak kiepsko, Roberto?! Gorzko, gorzko... - minęli ich Alves z Neymarem.
- Ja pierdolę...
- Nie no, ja się w gruncie rzeczy z nimi zgadzam... - błysnęła szelmowskim uśmiechem Belen.
- Na pewno? - spytał zaskoczony.
- Na pewno.
- Cóż... skoro tak stawiasz sprawę - przyciągnął ją do siebie, bez zbędnych ceregieli wpijając się w jej usta.
- Wiecie co, misiaczki - przerwał im, skądinąd całkiem przyjemną, chwilę Bartra. - Gdybym nie był waszym najlepszym przyjacielem, doradcą i powiernikiem rozterek waszych małych serduszek, to chyba bym się zerzygał. Ale jako że nim jestem, to powiem - na zdrowie, dobierajcie się do swoich przełyków bez krępacji. Tutaj wcale nie ma żadnych ludzi z aparatami.
Sergi podrapał się po głowie.
- No dobra, coś w tym jest. Na którą masz być w tej swojej pracy?
- Na dwadzieścia minut temu - odpowiedziała Belen. - Ale cóż, zatrzymały mnie tu przecież obowiązki służbowe.
- No naturalnie - przytaknął jej Bartra. - Jakby co, ja wszystko potwierdzę. A tymczasem czy mógłbym się może wbić do was na krzywy ryj? Bo moje autko się aktualnie naprawia, a komunikacja miejska mnie nie pociąga specjalnie.
- A co ja z tego będę miał? - zapytał podejrzliwie Roberto.
- Piwo - odparł z przekonaniem Bartra.
- Dobra, wchodzę w to.
- Boże, ja się nawet nie spodziewałam, że faceci są tacy łatwi w obsłudze - Belen pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Ej, ej, jacy: łatwi? - oburzył się Marc. - Łatwa to może być laska Fabregasa.
- Racja - przytaknął Roberto.
- Okej, poddaję się. Bierzemy tego pasożyta?
- Jakiego pa... - zaperzył się Bartra.
- Bierzemy - potwierdził Sergi. - A ty się nie rzucaj, bo zaraz zmienimy zdanie.

- No dobra, na serio jest tak słodko czy tylko tak wygląda?
Piwo było gorzkie, zimne i niezbyt tanie, swoją drogą.
Ale co tam, raz się żyje.
I przy okazji zarabia grubą kasę.
- Jest zdecydowanie lepiej - uśmiechnął się Sergi.
- Ja pierdolę... - Marc wywrócił oczami.
- Dobra, dobra. Nie rób min, bo to wszystko przecież twoja wina. Swatka z ciebie całkiem przyzwoita.
- A racja - zgodził się nagle Bartra. - Powinienem mieć jakieś profity w takim razie z tej waszej całej miłości.
- Nie rozpędzaj się z tymi określeniami - zastopował kumpla Roberto.
- Że co niby masz na myśli? - zapytał Marc, dość zaniepokojony, swoją drogą.
- Nic. Po prostu nie lubię takich szumnych nazw - wzruszył ramionami Sergi.
- To jak - nie kochasz jej? - naciskał brunet, a oczy otwierały mu się coraz szerzej.
- Miłość... Czym jest miłość? Wiem, że mi na niej zależy, ale wolę nie rzucać słów na wiatr - powiedział Roberto i mocno się zaczerwienił.
- Znalazł się Coelho dla ubogich - parsknął Marc, trochę jednak uspokojony. - Lepiej za dużo nie myśl, bo ci to nie bardzo wychodzi. Nie po to wam organizowałem wakacje i kazałem ciągle na siebie wpadać, żebyście mi teraz takie numery odstawiali. Już ja wiem, że ty ją kochasz.
- Fajnie, że znasz mnie lepiej niż ja sam - Sergi upił łyk piwa.
- Faktycznie. Całkiem fajnie... - Marc na chwilę się zawiesił, wgapiając się w tyłek przechodzącej kelnerki.
- No nie - pokręcił głową Roberto. - I ty mnie będziesz pouczał w kwestiach damsko-męskich.
- Co? A no. Teoretykiem akurat jestem dobrym.
- Tsaaa... Teoria bez praktyki jest gówno warta.
__________

Ciąg dalszy historii tej dwójki. A właściwie to nawet trójki. Ja tam nie jestem pewna, czy to nie Bartra jest przypadkiem głównym bohaterem ;) Dużo już tu nie będzie, ale mam nadzieję, że zechcecie czasem zaglądnąć.

4 komentarze:

  1. Czekaj, czekaj... Czy ja Ci już mówiłam, że Cię kocham? Jak nie to teraz Ci mówię, a jak tak to już wiesz ;) . Słodkie to jest strasznie, miejscami nad ekranem robi mi się tęcza, ale po prostu to uwielbiam... A co to ma znaczyć, że on nie wie czy ją kocha?! Język do gardła jej wpycha, ale boi się zobowiązań? Nie, nie, nie... tak łatwo to niema. On ją ma kochać i dbać o nią, a nie jak te realistyczne dupki co z nich żadnego pożytku...
    Pozdrawiam i (UWAGA! czas na spam) zapraszam do siebie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju *________*
    Aż słów mi brak, bo tak się jaram, że wróciłaś. Uwielbiam te Twoje opowiadania i to z jaką lekkością piszesz. Bardzo mi tego brakowało. Sama nie bywałam ostatnio na blogspocie czestym gościem jednak wiem, że teraz to się zmieni. Warto czytać takie opowiadania i jak czyta sie na raz więcej rozdziałów to aż mordka się cieszy z takiej ilości szczęścia bo jak wiesz to zawsze miałam niedosyt po jednym rozdziale, umierałam wręcz z ciekawości a czas do piątku zawsze się dłużył. Uwielbiam te Twoje teksty. A porównanie dotyczące laski Fabsa to już wgl mega. Bardzo mi się humor poprawił XD
    Dziękuje, że wróciłaś :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się nie obrażę, jeżeli Marc skradnie to opowiadanie ;) I cieszę się, że pomiędzy Belen i Roberto wszystko idzie w dobrym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, jak dawno mnie tutaj nie było... Bardzo Cię za to przepraszam! Teraz jestem, czytam i komentuję :)
    Bartra chyba wygrał to opowiadanie xD Bardzo mi się spodobała sytuacja w szatni i na treningu. Normalnie uśmiechałam się do monitora!
    Rozdział super ♥ Lecę czytać dalej i zapraszam do mnie :*

    OdpowiedzUsuń